Wspomnienia Marzeny

Botswana , lipiec 2008 roku.

„Zwiedzając z Globtroterem 4x4”

Na wyprawę do Botswany miałam ochotę od dawna, lecz  żadne z biur podróży , które organizują wyjazdy w tamte rejony , nie mogło zapewnić mi możliwości samodzielnego prowadzenia samochodu terenowego. Moim kolejnym warunkiem był wyjazd w małej grupie . Jadąc na drugi koniec świata, gdzie samodzielnie, na „własnych kołach”  dociera się  do najgłębiej ukrytych na Ziemi miejsc, można przeżyć się coś, do czego określenie „przygoda” zdaje się być zbyt ubogie.

Nasza podróż 4x4 do Botswany wiodła z Namibii, poprzez bezkresne obszary pustyni Kalahari. Trasa prowadziła na północy wschód, gdzie dotarliśmy do Maun , czyli do wrót Parku Narodowego Moremi pokrywającego swym obszarem  największą śródlądową deltę świata , czyli Deltę Okawango.  Drobne dorzecza rzeki Okawango wpływają w stepowo-pustynny obszar Kalahari , aby tam dokonać swego żywota.  Krajobraz, jaki wytworzyły te dwa ,zdawałby się przeciwstawne żywioły jak rzeka i pustynia, jest absolutnie jedyny i niepowtarzalny. Kiedy podróżowaliśmy naszymi samochodami, skradając się dyskretnie pośród zmieniającej się od sawannowej do przypominającej las deszczowy roślinności, odkrywały się przed nami żywe obrazy codziennego życia olbrzymich stad hipopotamów, słoni, antylop i gazeli a liczne ptactwo ulatywało w powietrze, ilekroć usłyszało warkot silnika. Mając świadomość , że obszar ten słynie z dużej ilości kotów afrykańskich, z namaszczeniem przestrzegaliśmy zasad bezpieczeństwa a w niejedną noc, śpiąc w namiotach na dachach samochodów, rozbieraliśmy na elementy odgłosy dzikich stworzeń,  nasłuchując tych najgroźniejszych.

Pobyt w Delcie Okawango bardzo wyraźnie pokazał nam, że jesteśmy gośćmi wśród stałych jej mieszkańców i powinniśmy z odpowiednim respektem podchodzić do „relacji” z gospodarzami. Ilekroć dziś wspominam Botswanę, stają mi przed oczami obrazy rodem z Arki Noego. Nigdy wcześniej ani nigdy później nie widziałam takiej ilości i różnorodności zwierząt, mimo , że nie był to ani pierwszy ani ostatni kraj Afryki południowej, jakie dane mi było zwiedzić.

Wyruszyliśmy dalej na północy-wschód w kierunku kolejnego parku – Chobe. Mijając buszmeńskie wioski, podążaliśmy grząską , piaszczystą drogą do Ngoma Gate. Tak dotarliśmy do Caprivi- wciśniętego między Botswanę a Zambię i Angolę wąskiego pasma namibijskiej ziemi ze specyficznym mikroklimatem towarzyszącym licznym rozlewiskom. Rząd namibijski planuje budowę tamy na Caprivi , co ureguluje bieg Okawango, lecz bezpowrotnie zniszczy swoisty raj, jaki dane nam było zobaczyć w Moremi.

Spanie w namiotach na dachach samochodów, samodzielnie pieczone na ognisku steki z miejscowych antylop, genialna atmosfera w grupie i wspaniała opieka naszego „Szefa” – Michała Synowca pozwoliły mi na całkowite oderwanie  myśli od pozostawionych w Polsce obowiązków i zmyły ze mnie od dawna nagromadzony stres. Do dziś wielokrotnie wracam myślami do tamtych dni, gdyż jest to moje małe spełnione marzenie.

Przed wyprawą do Botswany wiedziałam, że odwiedzę kraj, gdzie wydobywa się  najwięcej  diamentów na świecie, gdzie jest największa zachorowalność na AIDS, jednak  po powrocie  kojarzę ten kraj z biblijnym rajem, gdzie człowiek może zajrzeć  na chwilę, jeśli będzie mu to dane…

Marzena Rudnicka